piątek, 25 lipca 2014

Piercingowo cz. 1


Witam, witam.
Jako iż od początku myślałam nad prowadzeniem bloga nie tylko o lalkach, stwierdzam fakt, że wprowadzę sobie raz za czas notki na temat piercingu, który co jakiś czas pojawia się na moim ciele. Wiem, że duże grono osób nie akceptuje tego typu upększania ciała, lecz to naprawdę nie jest takie straszne. Często spotykam się z pytaniami: "Potrzebne Ci to?" a ja na to: "Nie, ale to sprawia mi frajdę." lub "Wyglądasz jak krowa z tym kolczykiem!" i ja z uśmiechem odpieram: "I co z tego i tak jestem zodiakalnym byczkiem ;)".  I do tego jeszcze stwierdzenie: "Jak możesz płacić za to, że ktoś sprawi Ci ból?". A jak ktoś idzie do dentysty to często, gęsto to też sprawia ból, ale potem uśmiech jest taki jaki nam się podoba. Więc twierdzę - wszystko jest do przeżycia, tragedii nie ma. 
W zasadzie takie zachowanie można by porównać to tego, że kiedyś nie do pomyślenia było, że kobieta pokaże się publicznie prawie nago czyt. bikini na plaży, ale jak to wychodzi w praniu to z prawie wszystkim się można oswoić. Podoba mi się każda forma piercingu, tatuażu czy ogólnej modyfikacji ciała, ale sama wieluuu zabiegom bym się nie poddała. Natomiat podziwiam tych hardcorów, którzy jak to mój tata ujął wyglądają jak kosmici. Chociaż dla mnóstwa ludzi takie "oszpecanie" ciała wiąże się w dużej mierze z debilizmem, ja wiem, że są to ludzie inteligentni (no oczywiście nie wszyscy), którzy zdają sobie sprawę, jak poważną ingerencją w życie jest ta cała zabawa. 

I to na co zawsze uczulam - HIGIENA, higiena i jeszcze raz higiena + doświadczenie osoby, która przekłucia wykonuje. Nigdy bym się nie poddała zabiegowi typu "kłucie przez koleżankę na przerwie w łazience szkolnej" z jaką patologią się już spotykałam, zero jakiejkolwiek higieny. Tacy ludzie najwyraźniej nie śpieszyli się w kolejce po mózgi.

Sama jednak ze spuszczoną głową przyznaję się, że w tak szczeniackim wieku sama wykonuje niektóre przekłucia, ale nie jestem z tego dumna i robię to z reguły niechętnie. Lecz jak już wyżej napisałam przestrzegam zasad higieny jak tylko potrafię. Jak każdy piercer-amator czytam wiele o przekłuwaniu i niestety albo stety techniki "dziurawienia" testuję na sobie (jak na razie obeszło się bez żadnych skutków niepożądanych). Ktoś by mógł pomyśleć ot, co taka selekcja naturalna, haha
Ale ja na to patrzę z tej strony, że mnie to bardzo interesuje i chciałabym robić w przyszłości coś z tym związanego i tylko czekam na 18-naste urodziny i pędem ruszam na kursy i seminaria. 

♦ ♦ ♦

Tak teraz patrzę na to co napisałam i wychodzi na to, że mój "krótki wstęp" nie wyszedł tak krótko jak w pierwotnym zamiarze.
Chciałam tutaj raczej opisać przeżycia z poszczególnych przekłuć, ale końcem końców doszłam do tego, że dopiero w następnej części serii Piercingowo podzielę się opinią.


wtorek, 22 lipca 2014

Wszystko i nic? Czyli nocne przemyślenia


No tak. Jeszcze dobrze nie zaczęłam prowadzić tego bloga, a już mi się nie chce. Po prostu cudowny początek przygody z Bloggerem. 
Więc zaczęły się wakacje i jakoś do niczego mnie specjalnie nie ciągnie, i stwierdziłam, że wrócę na moje nowe stare śmieci. Choroba mnie rozłożyła, ludzie na mnie liczyli, a ja nie mogłam nic zrobić :/ Ale cóż począć? Trzeba się kurować.
Mój typowy wakacyjny dzień to godziny grania w Simsy i raz za czas pooglądanie jakiegoś flimu. Ostatnio padło na maraton z "Piratami z Karaibów". Cudowny film. Nie mam rzeczy, ktora by mi się tam nie podobała. Wszystko idalne. Od zawsze mnie jakoś do piratów, starych fortów, zamków, statków i tym podobnych ciągnęło. A jak odkryłam tę serię to zakochałam się w niej od razu. Najlepszą postacią jest osławiony Kapitan Jack Sparrow. Mimika, gesty, ubiór no i aktor, który go gra po prostu cudowne. Podoba mi się motyw, że charakter Sparrow'a jest wzorowany na Keith'cie Richards'ie z The Rolling Stones. 
No i tak sobie po raz kolejny oglądam te filmy i pomyślałam, że fajnie było by mieć lalkową podobiznę kapitana u siebie. Na Allegro brak, ale co się dziwić. Na eBay'u cena mnie po trochu przytłoczyła. I doszłam do wniosku, że skoro następna część ma wyjść za 2 lata, to i kolejna seria Jacków Wróblów też się pojawi i może będzie lepsza niż dotychczasowe. Mam nadzieję, że kiedyś ta lalka dumnie spocznie w moim pokoju.



***

Powracając do tematu Operetty z ostatniej notki (olaboga, kiedy to było) to byłam bardzo zadowolona, gdy wreszcie dostałam ją w moje pazurki. Ale jak to ja mam w zwyczaju: tylko ją wyciągnęłam, pooglądałam, pomacałam, obczaiłam włosy i resztę detali, i biedna wróciła do pudełka. Ale chęci znów mi wróciły i mam w planach na najbliższą przyszłość w końcu wziąć się za jej niesfornie, fabrycznie ułożone kłaczki na głowie.